Autor: Agnieszka Włodarska – Ślubna Pracownia Śląsk
Artykuł ekspercki napisany dla magazynu Wedding.
Pierwsze skojarzenie ze Śląskiem? Górnik i przemysłowy komin? A może rolada i żurek? Dziś to region, gdzie mieszkańcy są gościnni, pielęgnują tradycję i szanują wartości rodzinne. To także różnorodność – metropolia z sercem w Katowicach, tereny śląska cieszyńskiego, żywiecczyzny, Zagłębia, miasteczek z wpływami niemieckimi. Takie jest też tradycyjne wesele – kolorowe, niezwykle rodzinne, dbające o zadowolenie gości. Po prostu gryfne!
Dawniej na ziemi śląskiej małżeństwo poprzedzał trwający kilka miesięcy lub kilka lat okres narzeczeństwa, zwany zalotami (zolyty). Był to czas zakochania, choć z reguły polegał na odwiedzinach kawalera (szaca) w domu swojej wybranki (libsty) i spędzania czasu ze wszystkimi domownikami. Czasem zdarzały się romantyczne spacery. Gdy para wystarczająco się poznała, do domu panny przybywali swatowie i tym samym rozpoczynał się weselny obrzęd. Wyrażano zgodę na zawarcie związku małżeńskiego oraz ustalano szczegóły związane z „wywianowaniem” czyli posagiem. Po okresie swoistych negocjacji następowały zaręczyny, zwane na Śląsku zrynkowinami lub zmowinami. Od tego czasu para wspólnie mogła chodzić do kościoła lub na miejscowe uroczystości. Ponadto kawaler był zapraszany na niedzielne obiady, co świadczyło o bliskiej zażyłości. Goście – krewni, przyjaciele (czasem cała wieś) zapraszani byli przez drużbów pana młodego na tydzień przed weselem, które było wydarzeniem, prawdziwą ucztą, biesiadą trwającą kilka dni, obfitą w tradycyjne dania i napitki…
A dziś…
Wyobraźmy sobie, że zaproszono nas na tradycyjne wesele, czerpiące jednak z obrzędów różnych podregionów – jakie zwyczaje moglibyśmy zaobserwować?
Nie znając miejscowych reguł, już informacja w otrzymanym zaproszeniu mogłaby nas zaskoczyć – tradycyjne śluby odbywają się w południe, nawet wcześniej a w niektórych miejscowościach ślub o 15 uznawany jest za ekstrawagancję.
Jednym z najbardziej znanych symboli śląskiego wesela jest kołacz (kołocz), który niegdyś pełnił bardzo ważną funkcję obrzędową. Dawniej do jego pieczenia przystępowało się z prawdziwym pietyzmem. Najlepsza mąka, świeże jaja i masło, najsłodszy ser i niebieski mak – kołocz miał być bogaty i smaczny. Proces pieczenia odbywał się z zachowaniem rytuałów – zbierały się szanowane gospodynie, bliskie krewne, lecz nigdy nie robiła go przyszła panna młoda. Wypowiadano różne formuły, wykonywano gesty – to nadawało symboliczne znaczenie, świadczące o powadze czynności. Tradycyjnie, panna młoda (czasem ze swoimi druhnami) – jeszcze przed weselem – zanosiła kołocz do wszystkich zaproszonych gości, jako ponowienie prośby o udział w weselu.
Współcześnie w zależności od rejonu, kołocz przybiera formę dużych placków „drożdzówek” lub kawałków ciasta z serem, makiem i kruszonką (czasem z jabłkami), zapakowanych, ozdobionych i okraszonym karteczką z tradycyjnym wierszykiem. Gdy młodzi kultywują tę tradycję, zwykle obdarowują nim sąsiadów, dalszą rodzinę, znajomych, którzy nie są zaproszeni na wesele, w okresie dwóch tygodni przed ślubem. Zdarza się, że dostają w zamian drobne prezenty „dla domu” a w niektórych miejscowościach nawet banknoty.
Gdy jesteśmy młodymi przyjaciółmi Pary Młodej, możemy zostać poproszeni o zostanie druhną lub drużbą czyli o wejście w skład drużyny. Ten starodawny zwyczaj można zaobserwować szczególnie na weselach w Zagłębiu. W dniu ślubu kilka, kilkanaście par ustawionych jest w kościele za Parą Młodą, tworząc orszak. Podczas wychodzenia już nowego Małżeństwa mogą trzymać np. kwiaty nad ich głowami. Poza tą fukncją, drużki i drużbowie zbierają się w przeddzień wesela aby tworzyć wokół drzwi, na ganku lub bramie tzw. koronę. Dekoracja ta tradycyjnie zrobiona jest z igliwia, może jednak wystąpić dodatek wstążek, kwiatów lub balonów. Młodzi czasem do późnych godzin nocnych ozdabiają wejscie, nierzadko traktując to jako imprezę w ostatni wieczór stanu wolego.
Innym śląskim zwyczajem, przypadającym na wieczór przed ślubem jest tłuczenie porcelany przed domem panny (polterabend). Kiedyś wierzono, że duża ilość potłuczonych naczyń przyniesie szczęście młodej parze i odstraszy złe duchy. Do obowiązku panny młodej należało dokładne zebranie wszystkich skorup. Dziś wciąż można się spotkać z tym obrzędem – w niektórych rodzinach zbiera się porcelanę przez czas narzeczeństwa, aby w piątek udac się do domu dziewczyny, potłuc naczynia (warto pamiętać o zabezpieczeniu drzwi i ścian) i spędzić wieczór na małej biesiadzie. Pan młody powinien dbać o pełne kieliszki gości. Znane są historie, że polter przybiera postać dużego, na kilkadziesiąt osób przyjęcia – w ogrodzie, z cateringiem i zabawą do późnych godzin nocnych. Wtedy jednak „trzaskanie” odbywa się zwykle wcześniej, nawet dwa tygodnie przed ślubem.
cdn.