Autor: Zuza Kuczbajska – Ślubna Pracownia Warszawa
Na koncie mamy już wiele międzynarodowych wesel. Większość z nich polegała na tym, że obcokrajowcy poznawali polską tradycję weselną, naszą kulturę i kuchnię. Oczywiście zawsze wplataliśmy w scenariusz akcenty zagraniczne, aby podkreślić tradycje przyjezdnych gości. Jednak tym razem wesele Doroty i Jean-Marca okazało się inne. Zdecydowanie bardziej międzynarodowe niż polskie :).
Wesele odbyło się w pięknym, świeżo odremontowanym pałacu. Fantastyczni kelnerzy, pyszna kuchnia i niezwykła okolica urzekły wszystkich. Wartki scenariusz, atrakcje – zapowiadało się dynamiczne wesele, dodatkowo przepełnione niespodziankami przygotowanymi przez gości. Szybko się okazało, że przewaga obcokrajowców sprawiła, że nasz scenariusz mocno się zdezaktualizował. 🙂
Czas – to pojęcie względne. Wiele naukowych rozpraw powstało na ten temat. Jednak jak się okazuje, również na co dzień to zjawisko pojmowane jest inaczej przez różne osoby :). Polacy – zawsze w biegu, wszystko szybko, na już, a najlepiej na wczoraj. Krótki obiad i ciach na parkiet. Tymczasem zagraniczni goście na tym weselu pokazali, że można inaczej. Obroty dwa razy wolniejsze. Im się nie spieszy. Delektują się każdą chwilą. Spokojnie, powoli, z przerwami.
Pierwsze zderzenie – ślub – 30 minut spóźnienia. Dobrze, że to była jedyna ceremonia tego dnia w kościele. Pastor czekał z uśmiechem na ustach.
Życzenia, przejazd gości, zameldowanie się w pokojach – kolejna godzina w plecy. U gości pełen spokój i luz.
Kulminacja – obiad trwał ponad 3,5 godziny (tradycyjnie zamyka się w 1,5-2 h). Przystawka, przerwa, zupa, przerwa, sałata, przerwa, dłuuga przerwa, główne danie, przerwa, na deser – sorbet. Proszę skróćmy przerwę, bo już topnieje… Poczuliśmy rytm śródziemnomorskiej kultury, celebrowania posiłków i rodzinnych spotkań.
Początkowo myśleliśmy, że wszystko wymyka się spod kontroli. Czemu to tyle trwa? – Spokojnie, to normalne, wszystko jest ok – komentowała Panna Młoda, choć chyba sama się nie spodziewała, że aż tak długo. Ok, to na spokojnie musimy zmienić cały scenariusz. Tańce miały zacząć się półtorej godziny temu. Zabraknie nam czasu na atrakcje? Nie, nauczeni doświadczeniem, że zawsze na weselach wydarza się coś niespodziewanego i trzeba mieć „zapas czasu”, aby to skoordynować, nasz pierwotny scenariusz również wzbogaciliśmy o takie „wolne chwile”.
Kiedy skończył się obiad, ruszyliśmy z akcją. Do północy oprócz cudownej muzyki w wykonaniu jazz bandu, czekały nas pokazy slajdów przygotowane przez świadków i drużbów, podpisywanie i puszczanie pływających lampionów na przypałacowym stawie. Następnie oczepiny, tort… I znów, nikt się nie spieszy, każdy w swoim rytmie…
Po dziesięciu dniach stwierdzamy, że to niesamowite, że można być tak spokojnym, powolnym, żyć bez wrażenia uciekającego czasu. Takie życie jest piękniejsze, mniej nerwowe. Pozwala zatrzymać się, doświadczyć, poczuć radość każdej chwili i podzielić się nią z innymi. Ale w dniu wesela – dla koordynatorów perfekcjonistów, przyzwyczajonych przez klientów, że wszystko musi się zgadzać co do minuty – to była lawina stresu. Kolejne mocne doświadczenie. Mimo wieloletniej praktyki w koordynacji ślubów i wesel, cały czas może nas coś zaskoczyć. W sumie to dobrze, wciąż się rozwijamy i uczymy, jak sobie radzić z nieprzewidzianymi sytuacjami. 🙂 I oby te sytuacje uczyły nas tak jak ta, że czasem warto zwolnić i cieszyć się chwilą.
3 Responses
Nie no, żeby się na ślub spóźnić? Nie każdy duchowny by zaczekał:) Piękne kwiaty.