Autor: Ania Pietruszka – Ślubna Pracownia Trójmiasto
Marta i Jarek powalili mnie na kolana swoją rzeczowością. Dokładnie wiedzieli czego oczekują, natomiast w sprawach, na których się nie znali całkowicie zdali się na moje doświadczenie.
Oczekiwali sali w stylu zamkowym/szlacheckim, surowa cegła, drewniane krokwie, ciężkie kute żyrandole i świeczniki. Wokół miało być dużo zieleni i możliwość zorganizowania poprawin w plenerze. Ich pomysł powstał na podstawie ujęć z filmu “Pan Tadeusz” .
Wiedziałam więc, że muszę szukać dworku szlacheckiego. Zamków niestety na naszym terenie nie mamy zbyt wiele. Również z dworkami, które mogą pomieść ok. 100 osób jest problem, szczególnie jeżeli wesele ma się odbywać na jednej sali i konieczny jest nocleg dla wszystkich gości. Zaproponowałam obiekt, który wprawdzie jest sporo oddalony od Gdańska ale spełnia wszelkie oczekiwania. Gdy Marta z Jarkiem pojechali na rekonesans, zakochali się w tym miejscu i już żadna inna lokalizacja nie wchodziła w grę.
Ponieważ wesele miało odbyć się w scenerii jak w filmie “Pan Tadeusz” zaproponowałam im aby wystąpili w strojach z tamtych czasów i poprosili gości żeby oni również uświetnili wesele przybywając w strojach z epoki.
Zasugerowałam również, żeby Para Młoda pojechała do ślubu bryczką. Niestety po długich debatach z rodziną i znajomymi koncepcja strojów odpadła.
Jeżeli zdecydowali zrezygnować ze strojów historycznych to mogliśmy również zrezygnować ze stawiania w sali ciężkich stołów biesiadnych, które miały być podkreśleniem stylu wesela. Ostatecznie stanęło na tym, że trochę przepleciemy style.
Z pierwotnie przyjętego stylu pozostały: sala i jej surowy wystrój, dekoracje kwiatowe przymocowane do kutych świeczników i dostosowane do epoki, za parą młodą zwisające tkaniny z Ich herbami, krzesła stare (drewno ze skórą) bez białych pokrowców. Z bardziej nowoczesnego stylu: stoły bankietowe, przy których gościom w wieczorowych kreacjach będzie wygodniej oraz muzyka również w nowoczesnym wykonaniu – DJ.
Ogromny stół z wyrobami wiejskimi, uginające się od zakąsek i ciast bufety dopełniły całości, którą można określić jednym zdaniem – to było wspaniałe wesele. Dodatkowym elementem dekoracyjnym stołów były winietki – słoiczki, będące również prezentami dla gości. Zaproponowałam takie rozwiązanie, ponieważ świetnie wkomponowywało się w charakter imprezy. Podsuwając ten pomysł miałam na myśli słoiczki z miodem i tu Marta z Jakiem totalnie mnie zaskoczyli stwierdzając, że samodzielnie przygotują te podarunki. Zrobili to!
W słoiczkach nie był jednak miód ale zrobiony przez nich osobiście dżem truskawkowy. Aby przygotować taką ilość dżemu, samodzielnie przerobili kilkanaście kilogramów truskawek. Jestem dla nich pełna podziwu.
Było to jedno z niewielu wesel, podczas których nie pojawiły się żadne problemy. Nie musiałyśmy ingerować czy pomagać ani młodym ani gościom. Jedyny moment, który wprowadził trochę zamieszania to ulewa, która w tym roku nie była niczym dziwnym i towarzyszyła niemalże każdemu weselu. Deszcz uwięził Parę Młoda w samochodzie uniemożliwiając im przez dłuższą chwilę dołączenie do gości oczekujących na sali. Żaden parasol nie był w stanie zabezpieczyć ich przed tak intensywną ulewą. Niemalże równocześnie gdy deszcz się skończył, pojawiło się tak intensywne słońce, że bez okularów przeciwsłonecznych nie sposób było się poruszać.
Zwróciłam się do Marty i Jarka z prośbą o napisanie kilku zdań na temat naszej współpracy.
Jedna odpowiedź
Tak to nasze marzenie wesele rozpoczynające się nie pierwszym tańcem ale POLONEZEM