Autor: Ania Pietruszka – Ślubna Pracownia Trójmiasto
To już drugie wesele, które organizowałam w tej rodzinie. Cudownie współpracuje się z klientami, z którymi dobrze się już znamy. Wszystko jest dużo łatwiejsze dzięki temu, że klienci mają do mnie zaufanie. To bardzo budujące, bo przecież nie współpracowaliby ze mną kolejny raz, gdyby nie byli zadowoleni z naszej współpracy.
Magda i Kuba zwrócili się do mnie z prawie dwuletnim wyprzedzeniem. Magda miała szczegółowo opracowany dokument tzw. „Księgę ślubną”, w której umieściła wszystkie swoje oczekiwania. Mieliśmy więc sporo czasu, dokładnie określone oczekiwania ale i zadanie nie łatwe.
Lokal, który wybrali znajdował się na terenie gminy, w której do tej pory nie były organizowane śluby plenerowe, zaś to było największym marzeniem Pary Młodej.
Po wielu staraniach, w których pomagali mi właścicieli obiektu udało się nakłonić urzędnika aby wyraził zgodę na udzielenie ślubu poza urzędem.
Tym razem aura spłatała nam jednak figla. Miała być piękna łąka, białe parasole i krzesła ale niestety po ulewie łąka była tak rozmokła, że nie sposób było suchą nogą dojść na miejsce ślubu. Szybkie ustalenia z Parą Młodą i zapada decyzja o zmianie miejsca. W szalonym tempie drewniana wiata została przygotowana na miejsce uroczystości. Konsultanci wyposażeni w parasole pomagali dotrzeć gościom na wyznaczone miejsce. Podczas przejścia Pary Młodej deszcz ustał i mogli spokojnie i elegancko przejść na miejsce uroczystości.
Podczas wesela mieliśmy ciekawą atrakcję – prawdziwe oczepiny.
Mama Pana Młodego własnoręcznie wykonała czepiec. Ponieważ już podczas jednego wesela w tej rodzinie były organizowane takie oczepiny, więc musieliśmy tym razem zrobić to zupełnie inaczej, aby Panna Młoda nie domyśliła się, że również dla Niej szykujemy taką atrakcję. Ta sytuacja dotyczyła jednak nie tylko Panny ale również Pana Młodego.
O północy na salę wbiegło kilku kelnerów ubranych w ludowe stroje i porwali Pannę Młodą na piętro, gdzie czekały na nią obie Mamy. Aby Pan Młody mógł odzyskać swoją wybrankę musiał u stóp schodów poprosić o jej oddanie, recytując wiersz o miłości lub swoimi słowami przysięgając dozgonną miłość i wierność. Gdy Jego słowa znalazły akceptację u zgromadzonych na piętrze kobiet Panna Młoda została sprowadzona przez „porywaczy” z głową przysłoniętą białym materiałem i oddana w ręce Pana Młodego. Dopiero gdy została zdjęta zasłona wszyscy zobaczyli Pannę Młodą w czepku.
Było masę śmiechu i zabawy gdy zgromadzeni na dole panowie wspólnymi siłami starali się wspomóc Pana Młodego.
Po weselu dostałam dwa podziękowania. Jedno od Pary Młodej i drugie niemniej cenne (a może nawet bardziej) od Mamy Pana Młodego.
„Serdecznie Pani dziękuję za wszystko co Pani zrobiła. Dzięki współpracy z Panią mogłam zachować siły na inne sprawy.
Bardzo się cieszę ,że było nam dane Panią poznać. Podziwiam, że ma Pani fizycznie siłę zajmować się gośćmi przez całą noc. Pani obecność wpływa niezwykle uspokajająco”.
Pełne referencje:
Fotograf: Hanna Szyca www.fvf.com.pl
Dekoracje: Studio Florystyczne „Glorioza” www.glorioza.net
2 Responses
Szczerze mówiąc pierwszy raz słyszę o takich oczepinach! Cudowna tradycja, szkoda że zanika w dzisiejszych czasach i przeobraża się w to, czym stała się do tej pory. Pozdrawiam i życzę kolejnych udanych Ślubów 🙂
Bardzo ładne zdjęcia 🙂