Autor: Zuza Kuczbajska – Ślubna Pracownia Warszawa
fot. Patrycja Sołtan Vision Studio
Kiedy w drodze pojawia się dziecko, czas nagle zwalnia. Życie podporządkowane jest oczekiwaniu na ten najpiękniejszy dzień, kiedy na świat przyjdzie maleństwo. Ale nie tym razem!…
Jest lipiec 2010, Michał i Magda rozmawiają z nami o swoim ślubie od kilku miesięcy. Nagle cisza. Zaczynam się niepokoić, dzwonię. W słuchawce Michał – „Zuza, tylko proszę o dyskrecję, o ciąży nie wiedzą jeszcze nawet nasi rodzice”. Jasne, milczę jak grób i czekam na decyzję – ślub ekspresem w tym roku, czy dopiero po porodzie? W końcu podpisujemy umowę, szukamy lokalu, który będzie miał wolny termin najlepiej we wrześniu lub październiku, czym prędzej pracujemy nad wzorem zaproszeń i motywem przewodnim wesela.
Stanęło na 9 października. Malowniczy dworek w okolicach Otwocka, gdzie wychował się Michał. Strzał w dziesiątkę, rodzinna atmosfera, pyszne jedzenie, spokój, pewność, że wszystko będzie ok. Tego nam, a zwłaszcza Magdzie było potrzeba. Żeby przynajmniej nie denerwować się, czy lokal nie zawali. Ale przecież od tego jesteśmy, aby wskazywać co najlepsze ;).
Stresu i tak co niemiara. Każda Panna Młoda przeżywa mnóstwo rozterek, nerwów związanych z wyborami. Tak jest też z Magdą. A Michał – jak to Michał, wszystko przyjmuje na spokojnie i z nutką uszczypliwości. Dj’a biorą w ciemno, ufają naszym rekomendacjom. Wybór fotografa – jest trochę trudniej, bo zdjęcia mają łączyć w sobie klasyczny reportaż z wesela i artystyczną, niepowtarzalną sesję plenerową. Trzy spotkania i „reportażowo-artystyczna” fotografka wybrana. Sukienka – no tak, z tym też kłopot, bo czasu mało aby szyć lub sprowadzać. Magda bierze sprawę w swoje ręce, wybiera gotowy wzór, który będzie dopasowywany do rosnącego brzuszka. Wybór tortu – och, to akurat była słodka przyjemność, mogła trwać dłużej ;). Itd. itp.
W pędzie dobrnęliśmy do października. Jeszcze czekamy na winietki, menu, table plan. To wszystko na ostatnią chwilę, bo trzeba było dać czas gościom na potwierdzenie przybycia. Kurier przyjeżdża dopiero w piątek wieczorem. Ufff, są… Ups! brakuje kilku winietek. Trudno, już za późno na reklamację, dorobi się ręcznie, a drukarnia niech przelicza rabat.
09 października 2010 r. Pełen spokój. Co ma być to będzie. A było bardzo fajnie. Jedzenie pyszne, atmosfera wspaniała, goście wyszli zadowoleni.
Ach i jeszcze sesja, jak najszybciej, żeby sukienka nie zrobiła się przyciasna. No i październik, ostatni dzwonek z pogodą.
Uff, czas trochę spowolnił, można zacząć przygotowania do przyjścia na świat dziecka.
The end
Edit 11.03.2010r.
„Szpital” – backstage z sesji zdjęciowej from visionstudio on Vimeo.